środa, 30 października 2013

Rozdział 24 - Spotkanie z rodziną

*Perspektywa Rossa*

"Nie mogę się opamiętać, co się ze mną dzieje?" myślał gorączkowo chłopak patrząc na Justine. Otworzył jej drzwi samochodu, szybko włożył walizkę do bagażnika, by po chwili wskoczyć na siedzenie swojego porsche.
Całą drogę zastanawiał się jak ma zacząć... mówił do niej rzeczy, które przychodziły mu do głowy, a tak naprawdę zastanawiał się jak złapać ją za rękę... I choć nie było to do niego podobne, nie umiał odważyć się zrobić tego od tak.
Nie chciał być nachalny, a z drugiej strony bał się jak ona zareaguje.
Choć wydawało mu się, że widzi w jej oczach to samo co czuł on.
Ale nie mógł być pewien.
Obawiał się odrzucenia...
Pierwszy raz w życiu tak bardzo mu zależało.
Justine zachwycała się architekturą Los Angeles, a on spoglądał na nią, podziwiając jak jej włosy błyszczą w kalifornijskim słońcu, jak jej oczy jaśnieją, gdy widziała jego uśmiech...
Nagle... na czerwonym świetle... przypadkowo musnął jej dłoni...
Jego ciało przeszył dreszcz...
Spojrzał na nią, łapiąc jej spojrzenie...
Lekko zdziwone, a potem ten uśmiech...
I wtedy złapała go za rękę...
I już wiedział.
Był pewien.

* * *

Po 20 minutach przejażdżki przez Los Angeles, czerwone porsche Rossa zatrzymało się pod pięknym, ogromnym domem na jednej z willowych uliczek Hollywood.
- O mój Boże, nie mów że tu mieszkasz? - spytała Justine, znając odpowiedź, ale nie mogąc w to uwierzyć.
Dom był piękny, jak z filmów o amerykańskim śnie, otoczony zadbanym, zielonym ogrodem.
Z tyłu rozpościerał się przepiękny widok na wzgórza Hollywood, oraz ocean.
Ross zaśmiał się, otwierając przed nią drzwi i wyciągając z bagażnika jej walizkę.
Miała wrażenie, że jakby waha się czy złapać ją za rękę, ale nie była o to zła.
W końcu wszystko działo się tak szybko.
Miała za chwilę poznać jego rodzinę, była więc lekko speszona, jak zwykle w takich momentach.
Drzwi domu otworzyły się nagle i wyjrzała z nich blondynka, ubrana w różową tiulową sukienkę.
- Ooo ! Czy to ty?! - zawołała podbiegając do Rossa i Justine.
- Tak to ONA - zaśmiał się Ross - poznajcie się, to moja siostra Rydel, a to Justine.
- Cześć kochana ! - Rydel mocno przytuliła dziewczynę.
Justine od samego początku poczuła do niej sympatię. Była bardzo otwarta i pełna optymizmu. Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Hej chłopaki ! Justine przyjechała ! - zawołała Rydel, a na ten dźwięk z domu wybiegli Rocky i Riker.
- Ulala - zagwizdał Rocky obrzucając Justine spojrzeniem
- Cześć, jestem Riker - przedstawił się wysoki blondyn - Ross kazał mi nie mówić ci nic głupiego, a  więc powstrzymam się i nie będę zdradzał jego intymnych tajemnic - dodał, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Ross dla żartu uderzył go lekko łokciem w bok.
- Jestem Rocky - przedstawił się jedyny szatyn - miło cię widzieć.
- A gdzie rodzice i Ryland? - spytał Ross
- Pojechali do sklepu i chyba zatrzymały ich korki... - odparła Rydel - chcieli zrobić przyjęcie przywitalne, ale cóż.
- Oh,  nie trzeba było - powiedziała Justine.
- Jasne, że trzeba było ! - powiedziała Rydel - choć pokażę ci gdzie będziesz spać ! - złapała ją za rękę i popędziła do domu.
Willa również w środku prezentowała się pięknie. Jasny hall ze schodami prowadzącymi na górę a pod nimi wejście do przestronnego salonu z wielkimi oknami.
Rydel pociągnęła Justine na górę.
- Tutaj jest pokój Rossa - powiedziała wskazując jedne z drzwi - a tu Rikera, a tu Rockyego. Ryland śpi przy sypialni rodziców. O a to mój pokój ! - wykrzyknęła pokazując drzwi przyozdobione różowymi serduszkami i napisem "PRINCESS RYDEL ROOM" - a to twój pokój - powiedziała popychając jedne z drzwi.
- Oh jak tu ślicznie
- Prawda? - zachichotała Rydel - sama mówiłam chłopakom, że MUSISZ MIEĆ RÓŻOWĄ pościel !
- Różowa pościel jest śliczna... ale widok - powiedziała Justine, podchodząc do okna - niesamowity...
Patrząc przez okno można było zobaczyć piękne willowe okolice, zielone ogrody, a w oddali mieniącą się od słońca taflę oceanu.
- Choć pokażę ci jeszcze ogród ! Zaraz wskakujemy do basenu ! Mam nadzieję, że masz kostium ! A jak nie to pożyczę ci swój ! - trajkotała Rydel. Była bardzo pozytywną i wygadaną osobą. Ciągle chichotała i wszędzie było jej pełno.
Pociągnęła Justine w kierunku schodów i obie wybiegły na miękką trawę w ogrodzie.
- Hej Rydel ! Już dość tego porywania ! - to był ojciec rodziny Lynchów, Mark. Postawny wysoki, trochę już siwy mężczyzna - witaj Justine, jak minął lot - zwrócił się do dziewczyny,z  uśmiechem ściskając jej dłoń.
- Męcząco, ale przyjemnie. Cieszę się, że już jestem na miejscu.
- Ohh to moja Justine? - z oddali dał się słyszeć kobiecy głos. Po chwili oczom Justine ukazała się niska blond włosa kobieta, z wielkim uśmiechem na twarzy. Była kalką Rydel, tylko że starszą. Dziewczyna od razu domyśliła się, że to Stormie Lynch - Niech no cię uściskam kochanie ! - zawołała Stormie, przytulając mocno dziewczynę - wybacz nam to spóźnienie, ale zatrzymały nas korki... ale już siadamy do stołu kochani! RYLAND ! Gdzie się chowasz!? - krzyknęła.
- Już idę ! - odkrzyknął chłopak niosący za matką wielkie pudło - czemu ja zawsze muszę robić najcięższą robotę ?
- Sam chciałeś jechać z nami
- Tak chciałem zjeść hot doga, a nie targać za tobą pudła żarcia ! Cześć ! - dodał widząc Justine - jestem Ryland.
- Hej, jestem Justine - odpowiedziała nieco speszona, domyślając się że to przez nią całe to zamieszanie z wielkimi zakupami i ciężkimi pudłami jedzenia.
- Kochani, przygotujcie proszę stół. Rydel pokazałaś Justine jej pokój ? - spytała Stormie
- Tak mamo !
- Mark kochanie, rozpal proszę grilla - dodała kobieta, cmokając męża w policzek - a ty słonko pewnie marzysz o kąpieli i odpoczynku. Niech Ross wniesie ci walizki, a za godzinę zapraszamy na obiad ! A z zasadzie późny obiad ! - zachichotała.
Justine i Ross weszli do domu.
- No i jak? - spytał ze śmiechem chłopak - co sądzisz o mojej szalonej rodzince?
- Są bardzo sympatyczni ! - odpowiedziała dziewczyna, popychając drzwi swojej sypialni.
- Jak będziesz czegoś potrzebowała, to daj znać ! - powiedział Ross, kładąc jej walizkę na podłodze.
Stał tak, nic nie mówiąc, jakby na coś czekając - no dobrze, to już cię zostawiam - powiedział po chwili.
- Oh. Tak bardzo cieszę się, że tu jestem ! - powiedziała Justine, przytulając go, a on objął ją czule.



No cześć mam nadzieję, że się Wam podobało ! :)
Starałam się opisać to spotkanie z rodzinką ciekawie, mam nadzieję, że to się jakoś udało ;) Choć zwykle takie rzeczy wychodzą mi trochę nudno ;)

wtorek, 29 października 2013

BONUS + 18

A teraz opiszę obiecany bonusik + 18 !
Czytasz na własną odpowiedzialność !
Jeśli masz poniżej 18 lat - nie czytaj, lub czytaj na własną odpowiedzialność :D
Opowiadanie jest jakby zmodyfikowaną wersją tego co było w rozdziale o przylocie Justine do Los Angeles :)

Samolot łagodnie otarł się o rozpaloną ziemię Kalifornii.
Wychodziłam z niego czując kołatanie serca - z radości i z nerwów.
Bo co jeśli on nie przyjdzie?
Albo nie spodobam mu się na żywo?
Hala przylotów powoli wyłaniała się zza niskiego korytarza, którym podążałam.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to oślepiający blask ciepłego popołudniowego słońca i ogromny tłum ludzi.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu blondwłosego chłopaka.
Dostrzegłam go po dłuższej chwili, a nasze spojrzenia się spotkały.
Uśmiechnął się do mnie, a ja zaczęłam biec... i wpadłam mu w ramiona., wdychając zapach jego ciała i perfum... czując na policzku jego ciepłą skórę i delikatnie drapiącą męską twarz...
Minęło 5 lub 10 minut nim zdałam sobie sprawę, że nic mu nie powiedziałam.
- Cześć Ross - wydusiłam z głębi gardła, bo głos mi się łamał.
- Cześć - nachylił się chcąc mnie pocałować.
W jego spojrzeniu widziałam to jak bardzo mu się podobam.
Przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam całować.
On złapał mnie mocno i wbił się we mnie ustami.
Nie zwracaliśmy na nic uwagi - nawet na to, że jutro będą o nas pewnie pisać we wszystkich gazetach.
- Chodź - Ross chwycił mnie za rękę - za długo na ciebie czekałem.
Poszłam za nim, czując niezdrowe podniecenie.
Jego zapach był jak afrodyzjak.
Przed wejściem do sali przylotów stał zaparkowany czerwony cadillac.
Ross wiedział co lubię.
- Niemal bym zapomniał - powiedział, podając mi wielki bukiet róż, który wcześniej leżał na tylnim siedzeniu. 
Otworzył mi drzwi i schował walizkę do bagażnika, a następnie wskoczył górą na siedzenie kierowcy.
Spojrzałam na niego, a on chwycił moją twarz, przyciągając do siebie i pocałował.
Pojechaliśmy w góry, skąd roztaczał się najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałam. 
Wysiadłam by rozprostować nogi, a Ross z uśmiechem złapał mnie za rękę.
- Masz ochotę popływać? 
- Ohh...tak - odrzekłam 
- Zaprowadzę cię gdzieś - powiedział.
Po chwili moim oczom ukazała się niecka zalana wodą, z malutką całkowicie pustą plażą.
- Jej... ale tutaj pięknie - wyszeptałam, zdając sobie sprawę że by rozumieć się z chłopakiem który mi towarzyszył, nie potrzebowałam nawet słów. Czułam, że znam go od dawna. Byliśmy sobą tak zafascynowani, że nie chcąc psuć tych chwil nie wymawialiśmy zbyt wielu słów, lecz używaliśmy języka ciała.
- Nikt tu nas nie zobaczy? - spytałam
- Nie - roześmiał się Ross - kupiliśmy to miejsce, nikt tu nie wejdzie.
Rozebraliśmy się do naga, a więc mogłam zobaczyć jego męskość, która na widok mojego nagiego ciała poderwała się do góry.
Trzymając się za ręce weszliśmy do ciepłej wody. 
Z ulgą zanurzyłam się cała w chłodnej substancji.
Gdy się wynurzyłam, poczułam, że ktoś mnie dotyka po plecach i biodrach.
Otworzyłam oczy...
- Już nie mogę dłużej... - powiedział Ross, całując mnie. Podniósł mnie i położył na brzegu, a ja objęłam jego kark ramieniem, a drugą ręką gładziłam jego mokre ciało.
- O tak... - wyszeptałam, gdy jednym mocnym ruchem wszedł we mnie. Nie potrzebowałam żadnej gry wstępnej. On mnie tak nakręcał ! Niemal natychmiast odpłynęłam, jęcząc głośno, co sprawiało mu wyraźną przyjemność,
- Ohh tak - pojękiwałam, czując jak porusza się we mnie.
Po chwili zapragnęłam go ujeżdżać.
Zmieniłam więc pozycję, tak, że ja byłam na górze, co bardzo mu się spodobało.
- Ohh - jęknął, łapiąc mnie za piersi i bawiąc się nimi, a ja poruszałam biodrami coraz szybciej, powodując coraz większą rozkosz dla mnie i dla niego. 
- Ohhh ! Taaak ! - jęknęłam czując jak ogromny orgazm przeszywa całe moje ciało.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę  ze szczytowaliśmu jednocześnie.
Pocałował mnie , a ja przywarłam do niego mokrym ciałem.
Zaczął gładzić mnie po plecach i wilgotnych włosach, a kalifornijskie słońce pieściło nasze błyszczące od kropelek wody ciała.


No więc... mam nadzieję, że się podobało... :P


Rozdział 23 - Coś więcej

- Ślicznie wyglądasz - powiedział Ross, patrząc na Justine z uśmiechem.
Jego oczy błyszczały od promieni słońca.
- Oh dziękuję - odparła, myśląc jednocześnie, że przecież wygląda pewnie fatalnie po kilkunastogodzinnej podróży samolotem, w niekoniecznie wygodnych warunkach. Nie miała przecież pieniędzy na lot pierwszą klasą, a w ekonomicznej panował tłok i nie można było się swobodnie położyć.
- Zapraszam - odparł chłopak otwierając przed nią drzwi czerwonego porsche, a chwilę później sam zasiadł za kierownicą auta.
- Wow niezła bryka - powiedziała z podziwem Justine, na co Ross zaśmiał się i specjalnie mocno przygazował powodując pisk opon.
- Jak minął lot - spytał uśmiechając się.

*Perspektywa Rossa*

Ross wysiadł ze swojego czerwonego porsche i udał się prosto do sali przylotów.
Jeszcze 15 minut i ją zobaczy.
Serce waliło mu niespokojnie... denerwował się, choć było to do niego niepodobne.
Sam nie wiedział, jak to się stało, że tak nagle zupełnie obca dziewczyna, poznana w sieci stała mu się tak bliska.
Tak bliska, że chciał ją mieć przy sobie cały czas...
Choć nigdy wcześniej nie spotkał jej na żywo.
Nigdy wcześniej nie widział jak jej oczy błyszczą w zachodzącym słońcu.
Nigdy wcześniej nie czuł zapachu jej skóry.
Nigdy wcześniej nie dotykał jej włosów.
Stał tak, trzymając kwiaty i wpatrując się w tablicę przylotów, ale nie widział literek. Jego myśli były odległe.
Z zamyślenia wyrwał go pisk nastolatki:
- Ross Lynch ! To ty ! Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?
- Tak.. uśmiechnął się, pozując do fotografii.
- Ohh dziękuję ! Uwielbiam cię !
Chłopak odzwajemnił uśmiech i pognał do wejścia, z którego niebawem miała wyjść Justine.
Miał nadzieję, że już nikt nie poprosi go o zdjęcie, ani autograf. Nie chciał przegapić momentu, jak ona się pojawi.
Nie chciał uronić ani sekundy.
Minęło 15 minut, w wyjściu zaczęli pojawiać się ludzie. Ale jej nie było.
Ross rozejrzał się kilka razy, ale nie widział jej.
Poczuł niepokój.
"A co jeśli to głupi żart? Ktoś chce mnie wkręcić, lub zakpić ze mnie?" - myślał gorączkowo, czując niemiły uścisk w żołądku.
I wtedy ją zobaczył.
Stała, taka malutka, nieporadna... jakby wystraszona.
Ten widok sprawił, że jego serce stopniało.
Poczuł radość, pomieszaną z ekscytacją.
Zobaczyła go... przez chwilę na jej twarzy zarysowało się zdziwienie...jakby ulga...
I uśmiech... piękny uśmiech, który on tak uwielbiał. Chciał go oglądać każdej chwili, każdego dnia...
Pobiegła w jego kierunku i rzuciła mu się w ramiona.
Poczuł jej ciepło, jej zapach, jej miękkie włosy, które zaczepiały się o jego twarz.
Miał w swoich ramionach cały świat.
Była jeszcze piękniejsza niż na ekranie komputera.
Tak bardzo chciał ją pocałować...

* * *

Justine miała wrażenie, że jego spojrzenie przeszywa ją niczym radar. Czuła się trochę speszona, choć na codzień była pewna siebie.
Niestety zwykle, podczas pierwszych spotkań z osobą na które jej zależało, czuła nieśmiałość.
Cieszyła się jednak tym, że Ross wyraźnie miał gadane.
- Trochę męcząco - odparła - siedziałam obok zakonnicy  - na co Ross wybuchnął śmiechem.
- No to niezłe przeżycie, dobrze że nie było ich trzech - dodał - pewnie masz ochotę się wykąpać i odpocząć po locie...
- Jakbyś czytał mi w myślach - powiedziała z ulgą dziewczyna - padam z nóg, prysznic dobrze mi zrobi - ale oczywiście najpierw chętnie poznam całą twoją rodzinę.
- O tak, oni już też czekają. Riker nie darowałby mi gdybym cię im nie przedstawił.
- Haha, bardzo chętnie !
- Tylko sam nie wiem, czy nie powinienem być w takim wypadku zazdrosny - dodał Ross spoglądając na Justine znacząco, na co dziewczyna poczuła, że lekko się rumieni.
Wyjechali z lotniska, a przed nimi urosło miasto, pełne wieżowców, ludzi i samochodów.
- Wow... jak tu pięknie - wyszeptała z podziwem Justine, podziwiając widoki.
- Szczerze powiedziawszy, znacznie piękniej jest nad morzem. Miasto szybko się nudzi i bywa męczące - odparł Ross - pójdziemy na plażę... umiesz surfować?
- Oh... niestety nie
- To cię nauczę - uśmiechnął się - jeśli będziesz miała ochotę, jeszcze dziś pójdziemy na plażę
- Z chęcią! - ucieszyła się Justine - a twoja rodzina... nie będzie miała nic przeciwko, że zostanę u was tak długo ?
- Skąd ! Przecież już o tym rozmawialiśmy. Oni bardzo się cieszą, że przyjeżdżasz. Jesteśmy bardzo gościnni.
- Cieszę się.
- Justine, niczym się nie martw - powiedział Ross, a jego dłoń zawisła milimetr nad dłonią Justine, tak jakby chciał ją złapać.
Ta jedna sekunda sprawiła, że jej serce zabiło mocno.
Szybkie decyzje, były jej cechą charakterystyczną.
Jednym ruchem zdecydowała się złapać go za rękę.
A on mocno ją uścisnął, uśmiechając się, spoglądając głęboko w oczy dziewczyny.
Jego dłoń wydawała się taka silna, przy jej małej rączce.
A jej świat zawirował.
Dalszą podróż jechali trzymając się za ręce, czasami puszczając gdy Ross musiał zahamować i zmienić bieg.
Gdy chwytał ją znowu, patrzył na nią z uśmiechem.
Obydwoje czuli motylki w żołądku.
Obydwoje chcieli więcej...  obydwoje czuli się zakochani.


Heeeeej ! Mam nadzieję, że się podobało.
Wiem, że emocjonalnie...ale chciałam, żebyście też to poczuły.... te uczucia, które im towarzyszyły.
Ps. Ile macie lat (bo nie chcę nikogo szokować ani demoralizować) ale czy chcecie kiedyś bonus + 18 ? :P

piątek, 25 października 2013

Rozdział 22 - Wreszcie spotkanie

- Nie mogę się opanować Aaaa ! - piszczała Justine, obejmując swoją przyjaciółkę Martinę, z którą żegnała się na lotnisku.
Już za chwilę miała odbyć lot życia... już za kilka godzin zobaczy Rossa....
- Justine! Tylko mi wróć stamtąd ! - zaśmiała się Martina obejmując setny raz swoją przyjaciółkę – i przywieź mi coś fajnego – mrugnęła porozumiewawczo
- Murzyna ? Ahaha ! - wybuchnęła śmiechem Justine
- Taaak ty wiesz co lubię najbardziej ! – dziewczyna zachichotała
- Kochana...muszę już iść... bo nie zdążę ! Dziękuję, że ze mną tu przyjechałaś !
- Ależ nie ma za co. Wiem jakie to ważne dla Ciebie
Przyjaciółki ostatni raz wpadły sobie w ramiona i Justine pognała w stronę bramek. Celnik prześwietlił jej bagaż podręczny i mogła udać się do strefy bezcłowej, w oczekiwaniu na lot.
Czuła zdenerwowanie, jak zwykle przed lotem, gdyż miała lęk wysokości. Ale jednocześnie była bardzo radosna i podekscytowana.
„Czekam już na samolot !” - napisała smsa do Rossa, a on odpisał jej szybko „Przylatuj bezpiecznie i szybko! :*”
Minuty płynęły niemiłosiernie wolno, a dziewczyna ze słuchawkami na uszach setny raz przeglądała artykuły w bezcłowym markecie.
"Co za nuda" myślała "Ja już chcę do Rossa".
W końcu czekanie się opłaciło i wybiła godzina otwarcia bram i wejścia na pokład samolotu. Miła stewardessa sprawidziła wymiary każdego bagażu podręcznego, a następnie sprawdzala bilety.
- Miłego lotu ! - pozdrowiła dziewczynę, wskazując jej stronę w którą ma się udać.
Już po chwili Justine siedziała w samolocie, czekając z niepokojem na chwilę jak wielka stalowa maszyna wzbije się w powietrze. Jej zdaniem był to najstraszniejszy moment lotu i zawsze siedziała z zamkniętymi oczami, by nie widzieć jak samolot się rozpędza.
Miejsce obok niej zajęła zakonnica.
"No pięknie, czyżby zła wróżba?" pomyślała dziewczyna, nie dając po sobie poznać niepokoju.
Tymczasem inna stewardessa pokazywała drogę ewakuacyjną i to gdzie znajdują się maski tlenowe i co robić podczas turbulencji.
"Zaraz będę musiała wyłączyć telefon, denerwuję się, bo mam tak zawsze przed lotami, a nigdy nie leciałam tak długo.... za chwilę startujemy. Buziak!" - wystukała na klawiaturze swojego telefonu. "Wszystko będzie dobrze :) Już niedługo się zobaczymy!" - odpisał jej Ross.
Samolot wystartował, a dziewczyna starała się nie wyglądać za okno. Dopiero gdy poczuła że lecą prosto, otworzyła z ulgą oczy i zaczęła podziwiać widoki chmur. Potem obejrzała jakiś film wyświetlany w samolocie. I zasnęła.
Lot dłużył się niemiłosiernie. Po kilkunastu godzinach Justine nie czuła się najlepiej. Ale gdy tylko usłyszała komunikat "Proszę państwa zbliżamy się do celu podróży, Los Angeles, proszę zapiąć pasy i wyłączyć telefony!" od razu poczuła dreszcz.
"O Boże to już !" - serce zaczęło walić jej jak szalone, a nogi ugięły się pod nią.
Po pół godzinie jej stopa stanęła na Kalifornijskiej,  rozpalonej słońcem ziemi, a jej nogi wciąż były jak z waty.
Rozejrzała się z niepokojem wypatrując swojej walizki.
Zawsze miała dziwną obawę, że kiedyś jej bagaż zaginie. Ale na szczęście tym razem szybko odnalazła czarną, błyszczącą walizkę, która sunęła po taśmie w jej kierunku.
Szybkim ruchem chwyciła ją za rączkę, gdyż jak najszybciej chciała dostać się do sali przylotów....
Nie mogła się już doczekać...
On tam był...
ROSS TAM BYŁ !
Szła szybkim, pewnym krokiem, tak jak pokazywały znaki. "To już za chwilę" - myślała, a jej serce chciało z wrażenia wyskoczyć z klatki piersiowej.
Wydostała się z korytarza, do dużej hali, oświetlonej ciepłym blaskiem popołudniowego słońca.
Stało tab bardzo dużo ludzi, niektórzy z plakietkami "Mr. Potters", "Haley Johnson", "Adam Loerrs"... jak dobrze znała te sceny z  filmów.
Rozglądała się z niepokojem, w poszukiwaniu wysokiego, blond chłopaka... Albo chociaż jakiegoś szumu, który zwiastowałby, że w pobliżu znajduje się ktoś sławny, czyli Ross Lynch...
Ale nigdzie nic takiego nie widziała...
Powoli zaczęła czuć niepokój. "A jak to wszystko głupi żart ?". "A jak na marne tu przyleciałam?"
I wtedy go zobaczyła.
Stał rozglądając się i ich spojrzenie nagle się spotkały...
Uśmiechnął się, a ona pognała w jego kierunku.
Gdy była już bardzo blisko... tak blisko, że mogła go dotknąć... wpadła mu w ramiona.
A on złapał ją, ściskając bardzo mocno.
Stali tak kilka chwil, nie zważając na to, że wzbudzają duże zainteresowanie tłumu.
Ta chwila była dla nich wiecznością.
- Ross... to TY!
- Justine...!
Spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać.
- Oh ! To dla ciebie ! - blondyn podał jej wielki bukiet róż.
- Dziękuję ! - Justine stała oniemiała. Zupełnie nie wiedziała co powiedzieć...co zrobić...co jej wypada, a co nie... - ja..ja ... tak się cieszę, że cię widzę ! - wydusiła z siebie.
- Ja też ! - objął ją silnym ramieniem - nawet nie wiesz jak bardzo - złapał ją znowu i przyciągnął do siebie - chodźmy ! Pewnie chcesz odpocząć,  zabieram cię do siebie !
Serce Justine waliło jak szalone, tak bardzo chciała go pocałować...


Heej ! mam nadzieję, że się podobało :)


poniedziałek, 7 października 2013

Rozdział 21 - Nowiny i szczęście

- Ross, ROSS nie uwierzysz ! – Justine krzyczała do słuchawki jak oparzona
- No co się stało?
- MAM WIZĘ !!! Aaaa !
- Taaak ! To super ! Tak się cieszę ! – głos chłopaka świadczył o jego wielkiej radości
- Jejku tak BARDZO się cieszę ! Nie wiesz nawet jak…
- Oj wiem ! Bo ja tak samo !
Przekomarzali się tak jeszcze chwilę, aż Justine spytała:
- Ross… powiedz mi na ile chcesz bym do ciebie przyjechała… chcę zarezerwować bilet. Powiedz mi ile mnie będziesz chciał gościć i… od kiedy chciałbyś bym przyleciała?
- Jak najdłużej i najlepiej już dziś ! – zaśmiał się chłopak
- A tak poważnie ? Masz przecież zobowiązania, pewnie promujesz album, koncertujesz…
- Trasę mamy dopiero w nowym roku… a teraz owszem, występujemy w kilku miejscach, ale cos wymyślimy! Pojedziesz ze mną, albo zmieni się termin ! Nic się nie martw !
- Mówisz poważnie? Mogłabym z tobą jechać na jakieś występy?
- No oczywiście, że tak ! Przyjedź na jak najdłużej możesz! Taka długa podróż, to bez sensu byś została tylko tydzień, czy dwa!
- O Boże ! No to muszę ustalić wszystko na uczelni ! Wziąć urlop i…
- Skoro to kłopot, to zrozumiem… - głos chłopaka wyraźnie posmutniał
- Nie, nie to miałam na myśli ! Chcę przyjechać na długo, tylko że muszę zamknąć sprawy z uczelni, żeby mnie nie wywalili ! – zaśmiała się Justine
- Jasne, rozumiem !
- Umówię się z prowadzącymi zajęcia, że nie będzie mnie miesiąc i że potem to odrobię… jakoś
- Jasne ! Czyli chciałabyś przyjechać na miesiąc ?
- Myślę, że tak, skoro sam mówiłeś, że dwa tygodnie to za mało
- Cieszę się, choć dla mnie mogłabyś zostać i cały rok ! – powiedział Ross.
Zakończyli rozmowę, bo Justine czekało pełno spraw do załatwienia. Musiała napisać maile do wszystkich prowadzących zajęcia, że nie będzie jej miesiąc na uczelni i by nie wykreślali ją z ćwiczeń. Nie wiedziała w prawdzie jak potem nadrobi ten ogrom materiału, ale uznała że będzie musiała dać jakoś radę. Tak bardzo cieszyła się, że wyjazd do USA stał się tak realny. Miała już wizę. Musiała jeszcze tylko zarezerwować lot…
* * *
Minął tydzień.  Ross wstał i przeciągnął się. Ostatnio notorycznie się nie wysypiał więc tym razem postanowił to nadrobić. Promowanie albumu dało mu w kość, ale na szczęście wczoraj udzielił ostatniego z umówionych wywiadów i teraz czekał go zasłużony odpoczynek.
Zszedł na dół i skierował kroki prosto do kuchni. Przy stole siedziała Rydel, wpatrując się w ekran laptopa.
- Cześć !
- No cześć bracie, nie za długo się spało?
- Musiałem wreszcie odespać… pokaż mi na chwilę lapka, muszę coś sprawdzić…
- Jasne. A jak tam twoja piękność? Wiesz już kiedy przylatuje?
- Nie wiem, właśnie chcę to sprawdzić. Może już załatwiła wszystko na uczelni
Nastała cisza przerywana odgłosami lodówki i klikaniem na klawiaturze. Nagle Ross wykrzyknął, powodując mały zawał serca u Rydel
- TAK TAK ! Przylatuje ! Przylatuje za tydzień !!!
- Cooo poważnie? – Rydel  wyglądała na równie ucieszoną
- Tak ! Właśnie odczytałem ! Załatwiła już wszystko i zarezerwowała lot! Będzie tu w przyszły wtorek o czwartej po południu!
- Wspaniale !
- A co to za krzyki – do kuchni wpadł Riker
- Justine przylatuje za tydzień ! – zawołał Ross
- Oj kochanieńki… zakochałeś się ! – odparł Riker
- Nie twoja sprawa ! I masz się zachowywać jak ona tu będzie !
- Dobra dobra bracie ! Przywdzieję najlepszy garniak na jej powitanie
Rodzeństwo wybuchło śmiechem, a  Ross czuł w sercu rozpierającą radość. Już za tydzień miał ją zobaczyć… Nigdy wcześniej tak się nie czuł. 


Mam nadzieję, że się podobało :)

czwartek, 3 października 2013

Rozdział 20 - Procedury

Lecę do Stanów, lecę do STANÓW!!! AAAA !” Justine krzyczała do siebie w myślach, nie mogąc się opanować z radości. Ross zaprosił ją do siebie, musiała tylko załatwić wizę, zarezerwować lot i… wpaść w jego ramiona….
- Martina, nie uwierzysz ! – dziewczyna zadzwoniła do swojej przyjaciółki
- No co się stało? Sądząc po głosie… coś dobrego?
- Taaak ! Ross ZAPROSIŁ MNIE DO STANÓW!
- Coo? Poważnie?
- Taaak! Świetnie, nie?
- Boże ! To wspaniale ! Spełni się twoje marzenie !
- Taaak !
Justine wbiegła jak oparzona do pokoju włączając komputer. Szybko wyszukała w internecie potrzebne informacje.
- Wypełniam właśnie potrzebne formularze, by dostać wizę ! J - napisała Rossowi na Facebooku
- To świetnie ! Oby szybko ci ją przyznali ! – odpisał jej chłopak
- Taaak ! Już im wysłałam przelew!  Teraz muszę poczekać aż wyznaczą mi spotkanie z konsulem… Nieźle ! Ciekawe o co zamierza mnie tam pytać !
- Na pewno o nic strasznego, chyba że coś nabroiłaś – zaśmiał się Ross
* * *
Minęły dwa tygodnie. Justine kilka dni wcześniej otrzymała informację o terminie spotkania z konsulem, które miało się odbyć już dziś.
 Rankiem udała się prosto na dworzec Łódź Kaliska, by wyjechać do Warszawy. Czuła podekscytowanie i radość. Jadąc powolnym pociągiem, przyglądała się polnym krajobrazom, a w uszach brzmiały jej dźwięki R5. Po około dwóch godzinach podróży dziewczyna lekko zaspana wysiadła na stacji Warszawa Centralna i poszła prosto na postój taksówek.
- Poproszę do ambasady Stanów Zjednoczonych – zamówiła kurs, siadając na tylnym siedzeniu wygodnego Audi. Była to miła odmiana po klekoczącym i stukającym pociągu.
- Kolejna wylatuje? – spytał taksówkarz, spoglądając na Justine w lusterku.
- Tak, ale nie do pracy
- Na wakacje? Trochę chyba wcześnie, mamy dopiero listopad
- Tak… ale jadę do mojego… chłopaka! – wypaliła Justine, sama nie wiedząc czemu. Przecież nie byli jeszcze z Rossem oficjalnie parą. Choć czuła, że niedługo mogą być.
Kiedy dotarli pod ambasadę dziewczyna z wielkim uśmiechem na twarzy wręczyła kierowcy banknot i wysiadła z taksówki.
- Dzień dobry, ja w sprawie wizy, gdzie mam się udać ? – spytała recepcjonistę który siedział za biurkiem, w hallu wielkiego gmachu.
- Trzecie piętro i potem skręci pani w lewo, pokój 203 – odparł znudzony mężczyzna
- Dziękuję bardzo! – Justine pobiegła we wskazanym kierunki i z bijącym sercem pchnęła drzwi pokoju 230. Przed oczami ukazał jej się spory tłum ludzi czekających na swoją kolej.
- Chciałabym wypełnić wniosek o wizę i złożyć dokumenty – powiedziała do wolnej kobiety przy okienku z napisem „Informacja”
- Wnioski leżą przy okienku numer 1, proszę wypełnić czytelnie ! – odparła miła pracownica – jak pani skończy, to proszę poczekać na swoją kolej na rozmowę do konsula.
- Dobrze, dziękuję !
Justine szybko wypełniła i złożyła potrzebne papiery. Teraz trzeba było czekać na rozmowę. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, ale nie bała się. Czuła się tak, jakby już miała wizę i bilet do USA. To było cudowne uczucie.
- Teraz pani kolej – szepnęła jakaś młoda dziewczyna, do zamyślonej Justine, która omal nie przegapiła swojej kolejki
- Oh dziękuję pani !  - odparła, wchodząc do gabinetu konsula.
Rozmowa przebiegała gładko i spokojnie. Znudzony starszy pan, który piastował urząd konsula, zadał jej kilka formalnych pytań. Czy była karana, czy nadużywa alkoholu, lub leczyła się psychiatrycznie. Czy pochodzi z patologicznej rodziny i jaki ma stosunek do Stanów Zjednoczonych i różnic kulturowych. Justine odpowiedziała na wszystko pewnym głosem, czując że ma wizę w kieszeni.
- Dziękuję pani, za dwa tygodnie proszę spodziewać się odpowiedzi – odparł konsul
- Dziękuję, do widzenia !
Justine szczęśliwa wybiegła z wielkiego gmachu ambasady USA i od razu wykręciła numer do Rossa
- Hallloooo? – krzyknęła rozdarowana
- Taaak? – odpowiedział jej cichy głos
- Jestem w Warszawie ! Właśnie byłam u konsula ! Teraz dwa tygodnie czekania i… przylecę !
- Super ! – odparł Ross – ale znowu mnie obudziłaś. Chyba nigdy nie zapamiętasz o różnicach czasowych – zaśmiał się
- Ojej przepraszam !
- Nie szkodzi, już się do tego przyzwyczaiłem - roześmiał się Ross
Rozmowa trwała jeszcze chwilę, a potem jako, że Justine miała jeszcze trochę czasu, a dzień był wyjątkowo piękny, tak jakby niebiosa cieszyły się wraz z nią, postanowiła jeszcze przejść się po Warszawie.
Po zakupach w Złotych Tarasach, usiadła w Hard Rock Cafe i wpatrując się w gitarę Johna Lennona, wiszącą nad jej głową, zamówiła burgera z kozim serem i szpinakiem.
Siedziała tak i wyobrażała się, jak to będzie gdy spotkają się z Rossem. Zastanawiała się co zrobi jak zobaczy go pierwszy raz na żywo i wymyślała różne scenariusze.
Wpadnę mu w ramiona… albo nie… pocałuję w policzek… NIE! Uścisnę dłoń...” sama nie wiedziała jak powinna się zachować… ale i tak wiedziała że będzie to najcudowniejsza chwila jej życia.



Kochani ! Wybaczcie, że tak długo nic nie pisałam, ale praca…praca…praca i nie miałam siły !
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze wchodzi na mojego bloga i że udowodnicie to komentując post J
A za wytrwałość mam dla Was niespodziankę – mianowicie – śnił mi się Ross! J I chciałam Wam opisać ten sen J

„Była piękna pogoda, leżałam na plaży, a słońce przyjemnie grzało moją skórę. Morze szumiało uspokajająco, a ja słuchałam dalekich krzyków mew. Nagle mój spokój zakłócił jakiś chłopak który biegł nie patrząc, że wrzuca leżącym osobom piasek w oczy.
-Hej co robisz? – krzyknęłam zdenerwowana
- Sorry, ale tam jest koncert tego kolesia z R5! – usłyszałam stłumiony krzyk zdyszanego winowajcy, który wrzucił piasek w moje oczy
- Co ty powiedziałeś?
- R5 ! Tam za wydmą ! – odkrzyknął i tyle go widziałam
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. R5 ? Co mieliby tu robić. Ale byłam zbyt ciekawa, więc poszłam we wskazanym kierunku za wydmę… i faktycznie, zebrał się tam spory tłum ludzi, rozłożona była scena i słychać było dźwięki muzyki… Utworu R5!
Serce zaczęło walić mi jak szalone
- Czy on tam naprawdę jest? – zastanawiałam się i zaczęłam przepychać się przez tłum do przodu. Udało mi się z trudem dostać pod samą scenę… i zobaczyłam …. JEGO
ROSSA LYNCHA!
- O mój BOŻE ! ROSS ! – zaczęłam piszczeć i krzyczeć jak szalona, a Ross śpiewał i grał… to było niesamowite, cudowne… praktycznie nierealne… a jednak działo się !
Piszczałam chyba najgłośniej ze wszystkich z zebranego tłumu. Ross odłożył na chwilę gitarę i zaczął coś mówić do swojej widowni, ale ja na to nie zważając piszczałam dalej. Zrobiło się cicho, a ja dalej piszczałam, krzyczałam „ROSS I LOVE YOU!”.
Ross spojrzał na mnie i się uśmiechnął
- You are big fan ! – krzyknął patrząc prosto na mnie
- Yeah I LOVE YOU! – krzyczała, a on zaczął się śmiać i podszedł blisko, by podać mi rękę, tak abym mogła wejść na scenę
Gdy tylko zdałam sobie sprawę, że jestem TAK BLISKO NIEGO… wpadłam mu w ramiona…
A on się zaśmiał i spojrzał mi w oczy… ta chwila trwała wieczność… a potem mnie pocałował….”

I to był mój sen… był BARDZO realistyczny… i dzięki niemu miałam wenę na kolejny rozdział J Już niedługo dojdzie do spotkania Rossa i Justine w USA! Co sądzicie? Jak będzie Waszym zdaniem ono wyglądać?
Na deser mam jeszcze jedną niespodziankę, jako że tak długo mnie nie było na blogu J
Napiszę Wam historyjkę którą sobie wyobrażałam, jadąc pociągiem J
Inna historyjka o mnie i Rossie :P
Oto ona:

„Byłam na koncercie R5, nie ważne gdzie…ważne że stałam pod samą sceną… i byłam TAK BLISKO ! Było idealnie, nieziemskie show, wspaniałe piosenki… no i Ross… w skąpej koszulce… jego mięśnie doprowadzały mnie do szaleństwa ! Chciałam ich dotknąć !
Machałam do niego, ale nie dostrzegał mnie… tłum był przecież ogromny… wszędzie pełno piszczących dziewczyn… Prawie jak w latach 60tych na koncertach Beatlesów, tylko muzyka inna ;)
Pamiętam to jakby działo się chwilę temu… R5 grali wtedy utwór „It’s me, it’s you”… i wtedy… Ross spojrzał na mnie… spojrzał prosto w moje oczy… I trwało to dłużej niż normalne, zwyczajne spojrzenie. Nie omiótł mnie wzrokiem, lecz spojrzał bardzo głęboko w moje oczy…
A ja zastygłam… patrząc na niego…
On uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam ten uśmiech…
Nie wierzyłam. Czy to się dzieje naprawdę? A może nie na mnie patrzył? Rozejrzałam się szybko wokół. Dziewczyny krzyczały „Spojrzał na mnie !” Ale ja CZUŁAM, że on nie patrzył na nie… tylko na mnie…
Ross odbiegł na środek sceny, ale po chwili wrócił i znowu się do mnie uśmiechnął.
To było przeszywające. I piękne.
Czułam jak motylki latają mi po całym ciele i oblewa mnie gorąca fala…
Ross jeszcze dwa razy podbiegł w miejsce gdzie stałam, patrząc na mnie i się uśmiechając…
A ja byłam już PEWNA, że patrzył na mnie. Dziewczyny obok mnie starały się zepchnąć mnie w inne miejsce, ale ja stałam twardo. Nie dałam się.
Pod koniec piosenki Ross podbiegł dokładnie do miejsca gdzie stałam i nachylił się do tłumu. Patrzył prosto na mnie i podał mi rękę.
- Jak masz na imię ? – spytał mnie, a dziewczyny wokół zaczęły gorączkowo piszczeć
Każda chciała być teraz na moim miejscu.
- Justine – odpowiedziałam drżącym głosem
- Cześć, jestem Ross – odparł z rozbrajającym uśmiechem, a ja wybuchłam śmiechem
- Powiedz mi jaka jest twoja ulubiona piosenka?- spytał mnie, nachylając się w moją stronę
- „Crazy for you” ! – wypaliłam
- Świetny wybór ! – odparł – w takim razie zagramy „Crazy for you”, a ja zapraszam cię na scenę ! – mówiąc to rzucił spojrzenie w kierunku ochroniarzy, pokazując im by pomogli mi dostać się na górę
Przysadzisty ochroniarz pomógł mi wspiąć się na scenę, a Ross podtrzymywał mnie z przodu. Gdy tylko dostałam się obok niego, przytuliłam go… nie mogłam się powstrzymać.
A on… wziął mnie za rękę i poprowadził na sam środek sceny. Światła zgasły na chwilę, a on mocniej uścisnął moją dłoń. Czułam się cudownie… a serce waliło mi jak oszalałe.
Nagle wszystkie światła rozbłysły i zabrzmiały pierwsze takty piosenki „Crazy for You”.
Ross pociągnął mnie lekko i zaczął prowadzić mnie w tańcu.
Czułam się niesamowicie pewnie w jego ramionach. Miał świetne poczucie rytmu…
W refrenie zbliżył się do mnie, tak że czułam zapach jego ciała i lekko wilgotną koszulkę. Objął mnie i zaczął śpiewać, patrząc prosto w moje oczy… A ja czułam, że … śpiewa to tylko dla mnie…
Patrzyłam na niego urzeczona…
Nie wiem jak to się stało ale piosenka skończyła się dla mnie bardzo szybko… Pamiętam tylko ukradkowe, zaciekawione spojrzenia Rydel i uśmiechy Rocky’ego…
Światła zgasły, a ja poczułam uścisk dłoni Rossa i to że pociągnął mnie za sobą. Trafiliśmy do przejścia za sceną.
- Mam dosłownie 10 sekund zanim zacznie się kolejna piosenka… - powiedział bardzo szybko – czy spotkasz się ze mną po koncercie? – spojrzał na mnie, a ja zauważyłam, że się zarumienił
- Oczywiście, że tak ! – odparłam, a on mnie objął
- Przyjdzie tu zaraz ochroniarz, zaprowadzi cię na sektor dla vipów. A potem przyjdę po ciebie… poczekasz na mnie?
- Poczekam – uśmiechnęłam się
Ross odbiegł szybko i po chwili usłyszałam stłumione dźwięki piosenki „Illusion”.
Ochroniarz wskazał mi drzwi prowadzące do specjalnego sektory dla vipów. Był on przy samej scenie, ale oddzielony od Golden Circle. Zauważyłam, że siedzi tu kilka znanych osób.
Jedna z dziewczyn widząc mnie podeszła i spytała:
-Hej, to ty byłaś na scenie
Odpowiedziałam jej, że tak, a ona mnie przytuliła.
Złapałam spojrzenie Rossa ze sceny i musiałam się uszczypnąć, żeby przekonać się, że nie był to sen. To działo się naprawdę. „

KONIEC :D

Mam nadzieję, że się podobało hihi :D


niedziela, 15 września 2013

Rozdział 19 - Radość

Justine zdyszana stała pod drzwiami mieszkania Anthony'ego. Otworzyła jej mama chłopaka.
- Ooo Justine ! - kobieta wyglądała na uradowaną widokiem dziewczyny, ponieważ ją lubiła – wejdź, co cię sprowadza
- Witam, niestety nic miłego... muszę pilnie porozmawiać z pani synem
- Ojej, nie ma go… jest na próbie w salce... a co się stało?
- Niech mu pani przekaże... a zresztą... pójdę na salkę... do widzenia! - krzyknęła Justine, zbiegając po schodach.
Po pół godzinie dziewczyna dotarła pod salkę, gdzie odbywały się próby zespołu Anthony'ego.
Zbiegła po schodach na dół, wparowując szybko do pomieszczenia, z którego wydobywały się stłumione dźwięki gitary.
- Anthony ! - krzyknęła od wejścia
- O Justine ! - chłopak wyglądał na lekko zbitego z tropu. Odłożył ostrożnie gitarę i podszedł do niej.
Reszta członków zespołu przyglądała się tej scenie z zaciekawieniem.
- Ty skończony idioto! - wykrzyknęła Justine – co ty sobie myślałeś!?
- Co myślałem? - spytał chłopak
- Nagadałeś jakiś bzdur Rossowi ! Jakim prawem do niego w ogóle piszesz! - dziewczyna poczerwieniała na twarzy ze złości
- Mogę pisać do kogo chcę!
- Tak możesz ! Ale prawdę, a nie kłamstwa! Zdajesz sobie sprawę, że teraz to pięknie odszczekasz?
- Ale co odszczekam, nie kłamałem przecież
- Jesteś totalnym pacanem... nie wiem jak mogłam z tobą być !
Wokalistka zespołu słysząc te słowa zachichotała cicho.
- Ale kochanie... - Anthony złagodniał
- Nie ma kochanie ! Nie jestem już od dawna twoim kochaniem ! Odczep się ode mnie i od Rossa !
- Ale kochanie... przecież wiadomo, że chcesz zostać moją żoną. Wkurzyłaś się, owszem, ale wiadomo, że ci to przejdzie. No i się pobierzemy – odparł lekkim tonem Anthony, patrząc na Justine tak, jakby głęboko wierzył w to co powiedział
- Ty w to wierzysz? Boże... Wiesz co... daj mi spokój RAZ NA ZAWSZE. Zrozum, nie kocham cię już, nie ufam ci po tym wszystkim co mi zrobiłeś. I NIE WYJDĘ ZA CIEBIE! ZROZUM TO !
- Ale...
- Nie ma ALE! Nie ma ! Zrozum ! I teraz pięknie PRZY MNIE napiszesz do Anthony'ego na FB! Że gadałeś bzdury. Że to nie prawda !
- Nic nie napiszę, a ty za mnie wyjdziesz !
- Boże Anthony.... - wtrąciła się wokalistka zespołu – daj już jej spokój, przecież widzisz, że cię nie chce...
- No właśnie ! - krzyknęła Justine
- Napisz to i już ! - dodała wokalistka
- Dobrze... napiszę...
- Masz szczęście ! I daj mi spokój bo inaczej naślę na ciebie policję !
Anthony zalogował się na swoim telefonie na Facebooku i jakby z wahaniem zaczął pisać wiadomość do Rossa.
- No dalej PISZ! Napisz mu, że KŁAMAŁEŚ, że jesteś podłym KŁAMCĄ! Że Justine z tobą nie jest i nie zamierza być!
- Ehh – westchnął chłopak stukając w klawiaturę – już.
- Pokazuj! - rozkazała Justine, odczytując wiadomość która widniała na telefonie Anthony'ego - „Wszystko co ci napisałem, było kłamstwem. Justine i ja nie jesteśmy razem od kiedy cię poznała. Bądź dla niej dobry”. No. I bardzo ładnie ! Wysyłaj!
Gdy chłopak kliknął przycisk „wyślij”, Justine już nie było w salce. Wybiegła na dwór i zadzwoniła do Rossa, nie zważając na godzinę.-
- Halo? Ross ! Dostałeś właśnie dowód na to, że Anthony to podły kłamca !
- Właśnie widzę – odparł chłopak – wiesz co, od kiedy cię znam moje życie jest trochę bardziej dramatyczne, ale to polubiłem. Tak się cieszę, że wyjaśniło się z Anthonym ! Widać, że bardzo mu na tobie zależało...
- Taaak.... zaczęło zależeć za późno... dość o nim! Już raczej nie powinien mnie ani ciebie niepokoić ! Ale chciałam ci powiedzieć coś jeszcze... skomentowałeś mi zdjęcie na Facebooku i przez to zaczęły do mnie wypisywać twoje fanki...
- Oh..
- Większość to niestety okropny hejt... trochę się boję...
- Ojej... nie pomyślałem o tym ! Przepraszam cię !
- Nie szkodzi... nie wiedziałeś...
- Ale teraz... to już bardziej oficjalne ! - zachichotał Ross
- Można tak powiedzieć – uśmiechnęła się Justine
- I z tej okazji... chciałbym cię zaprosić do siebie... jeśli chcesz oczywiście !
- Coo? Do Stanów?
- No tak - zaśmiał się Ross
- Ale...ale...
- Jak nie zechcesz, zrozumiem...to jednak duża podróż
- Ja nie chcę? Oszalałeś? Jasne że CHCĘ! - wykrzyknęła radośnie Justine, a serce podskoczyło jej ze szczęścia do samego gardła.


piątek, 13 września 2013

Rozdział 18 - Afera

- Było super ! - chichotała Justine
- O tak, widzisz, dobrze że cię namówiłam ! - piszczała Margaret
Koleżanki wracały z imprezy, nogi bolały je od tańca, a w głowach im szumiało od wypitych drinków.
- A wiesz, że Anthony był u mnie?
- No właśnie ! Wiem ! Co chciał?
- Oświadczył mi się !
- No co ty ?! I zgodziłaś się?
- Oczywiście, że NIE ! - odparła Justine śmiejąc się i lekko zataczając
- Uff ! Ulżyło mi !
Obie zaczęły się śmiać do rozpuku.
- Już myślałam, że się zgodzisz – dodała Margaret, zdejmując szpilki i płaszcz – Oj, bolą mnie nogi !
- No co ty... zgodzić się? Przecież wiesz, że mam go serdecznie dosyć ! - oburzyła się lekko Justine
- Ej, nie denerwuj się ! Chodzi mi o to, że wcześniej byłaś w niego bardzo zapatrzona... I pozwalałaś mu się źle traktować. Nikt nie był w stanie ci przemówić do rozsądku. Stąd nie wierzyłam w twoją zmianę, ale teraz już wierzę !
- Bo zmienił mnie KTOŚ – Justine położyła nacisk na ostatnie słowo, chichocząc.
- Tak, domyślam się kto – Margaret mrugnęła okiem – szczęściara z ciebie, taki znany koleś... no no no, w dodatku młodszy !
- Haha no wiem, jestem szczęściarą ! Ale już muszę się położyć, bo szumi mi w głowie
- Jasne ! Mi też
Koleżanki rozstały się w przedpokoju i każda położyła się w swoim łóżku. Justine chodziły po głowie różne myśli, ale szybko zasnęła. Nie zauważyła przychodzącego smsa od Rossa i odczytała go dopiero rano.
Boże po co tyle piłam” pomyślała dziewczyna, wstając z łóżka. Była godzina 12.30. Spojrzała na telefon i odczytała wiadomość którą dostała w nocy.
Czy to prawda?” przeczytała na głos treść smsa od Rossa.
Ale CO prawda?” spytała samą siebie. Nie wiedziała o co mu chodzi. Zaczęła szukać w głowie czegoś co mogła wczoraj zrobić, a przez wypity alkohol nie pamiętać, lecz nic nie przyszło jej na myśl. Odpisała więc chłopakowi „O co chodzi? Nie rozumiem?” i poszła się wykąpać.
Gdy wróciła, postanowiła przejrzeć Facebooka. Gdy się zalogowała nie mogła uwierzyć własnym oczom. Miała ponad 1000 powiadomień, tyle samo wiadomości i próśb o zaproszenie do znajomych. „O co chodzi do diaska!” pomyślała, otwierając pierwsze powiadomienie. Po chwili wszystko było jasne. „O nie... to Ross...”. Dziewczyna odczytała komentarz Rossa Lyncha pod swoim zdjęciem. „No tak, jego fanki zobaczyły, że mi skomentował fotkę i sprawdziły kim jestem... pięknie !” pomyślała rzucając okiem na wiadomości. Wśród nich było niestety wiele złych słów, przekleństw. Wiele dziewczyn zakochanych w Ross'ie pisało „Zostaw mojego faceta szmato!”, „Zabiję Cię suko! Oddawaj Rossa on jest mój!”. Spośród ogromnej ilości negatywnych, obraźliwych słów tylko kilka było miłych. Parę osób pisało „Wow, Ross ma niezły gust, życzę Wam szczęścia !”, lub „Wow, ale jesteś ładna, pasujesz do Rossa!”.
Dziewczyna siadła pijąc kawę. Nie wiedziała co ma robić. Źle się czuła z tym momentem „sławy”, w dodatku obawiała się, że gdy wyjdzie na ulice jakaś szalona fanka Rossa zwyzywa ją, lub wyleje na jej twarz kwas. „Cholera, w co ja się wpakowałam” myślała, zapominając z tego wszystkiego o dziwnym smsie od Rossa.
Z zamyślenia wyrwał ją sygnał przychodzącej wiadomości. Chwyciła telefon i zobaczyła, że dostała odpowiedź na swoje pytanie.
Napisał do mnie TWÓJ CHŁOPAK, powiedział żebym się od Ciebie odczepił bo zgodziłaś się za niego wyjść. Powiedz czy to prawda, jeśli tak to dam Ci już spokój, bo osobiście mam dość szarpania się.” brzmiał sms.
- JA PIERD***! - krzyknęła na cały głos Justine, rzucając telefon na łóżko – CO ZA DEBIL ! Zabiję go ! ZABIJĘ! - krzyczała tak głośno, że zbudziła Margaret, która jak zwykle bez pukania wpadła do jej pokoju.
- Jezu co się stało, co się tak drzesz, głowa mi pęka ! - powiedziała zaspana współlokatorka.
- ANTHONY !
- Co Anthony, oświeć mnie !
- Anthony się wtrąca ! W mój związek z Rossem !
- Cooo? Jak?!
- Wyobraź sobie, że napisał mu, że zgodziłam się na zaręczyny i żeby się ode mnie odczepił!
- Coooo? - Margaret aż usiadła z wrażenia
- Tak! I teraz muszę to odkręcać ! ZABIJĘ GO, mówię ci!
- Jezu... co za debil... nie wierzę w to co słyszę !
- To uwierz! Ubieram się – powiedziała Justine, wkładając na szybko legginsy i top.
- Masakra – Margaret wciąż siedziała na łóżku z otwartymi ustami – co za debil... nie wierzę
- Spadam ! - rzuciła Justine wybiegając z pokoju – wrócę jak Anthony zginie śmiercią tragiczną !


Hej! Tak wiem już dawno nie pisałam, ale niespodzianka - kolejny rozdział będzie już jutro! :)

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 17 - Odwaga

Justine spojrzała wystraszona na Anthony'ego, który klęczał przed nią, z małym pudełeczkiem z błyszczącym pięknym pierścionkiem w środku.
- Anthony ja... nie wiem co powiedzieć ! - wydusiła w końcu z siebie dziewczyna, drapiąc się po głowie.
- Najlepiej się zgódź ! - powiedział z zapałem chłopak, wciąż nie wstając z kolan.
- Ale... Anthony... ja nie wiem... naprawdę nie wiem...
Chłopak wyglądał na lekko poirytowanego. Jego brwi złączyły się w dziwnym grymasie.
- Jak to nie wiesz ? - wydusił – Przecież tego chciałaś!
- Chciałam... masz rację... ale kiedyś...
- Jak to KIEDYŚ ? - chłopak położył szczególny nacisk na ostatnie słowo.
- Od naszego rozstania wiele się zmieniło... zdałam sobie sprawę z kilku rzeczy.
- Niby z jakich rzeczy zdałaś sobie sprawę? - powiedział ostro Anthony podnosząc się z kolan i stając przed Justine.
- Z takich, że nasz związek nie był do końca udany ! - powiedziała z mocą dziewczyna.
Nagle poczuła się silniejsza. Już się go nie bała.
- Zaraz, zaraz chodzi ci pewnie o tego kolesia, z którym bezczelnie flirtowałaś za moimi plecami, tak ?
- Nie flirtowałam z nim ! Z resztą ! O co tobie w ogóle chodzi? Przecież to ty mnie zdradziłeś!
- To było dawno temu, a jakbyś nie zauważyła, to od tamtego czasu starałem się to naprawić !
- Starałeś się? Chyba milcząc i wpadając w te swoje depresje... - Justine była coraz bardziej zdenerwowana – wiesz co, mam cię dość... wyjdź z mojego pokoju ! Natychmiast !
- Cooo? - Anthony był zszokowany. Justine nigdy wcześniej mu się nie sprzeciwiła. Zawsze była potulna jak baranek i uległa. Mógł ją sterować jak chciał. A teraz jej nie poznawał. Stawiała mu się, była inna niż wcześniej.
- Tak ! Dobrze słyszałeś ! Wyjdź ! Nie mam ochoty cię więcej widzieć !
- Ale...
- Nie ma ale ! Wyjdź ! - powiedziała dziewczyna, wypychając chłopaka za drzwi mieszkania i przekręcając klucz w zamku.
Uff, co za koszmar!” pomyślała, opierając się o drzwi. „Nie wierzę w to ! Anthony przychodzi i mi się oświadcza... Ale nie chcę już go, kocham Rossa! A nie Anthony'ego! Miał wiele szans, a je zmarnował ! Teraz niech żałuje” Justine powiedziała sama do siebie, wchodząc do łazienki i zastanawiając się jak pomalować się na wieczorną imprezę.
Wpadła na pomysł, że wystylizuje się na popularną w latach 60-tych modelkę Twiggy.
Musiała tylko odwzorować jej makijaż. Miała w szafie kilka sukienek stylizowanych na lata 60-te, więc strojem nie musiała się martwić. „Boże, co to wszystko ma znaczyć... nie poznaję Anthony'ego” myślała, rysując na powiece grubą czarną kreskę wywiniętą na końcu ku górze. „Przecież on nigdy nie chciał się żenić. Chciał całe życie spędzić jako stary kawaler. A tak przynajmniej mi mówił. Dom w Bieszczadach i pies.” To ostatnie zdanie Justine wypowiedziała, udając głos swojego byłego chłopaka. „A może powinnam się zgodzić. Może on się zmienił?”. „E ! Nie ! On się nigdy nie zmieni! Byłby dobrym facetem może tydzień, a potem wszystko wróciłoby do normy. Znowu by mówił, że chce być sam, że nie możemy być razem, że może do siebie nie pasujemy. Że nie jestem ta jedyną”. Justine prowadziła ze sobą wewnętrzną rozmowę, tuszując jednocześnie rzęsy i malując różem policzki. Następnie ułożyła fryzurę, sprytnie ukrywając część długich włosów pod spotem, tworząc boba.
Spojrzała na efekt końcowy w lustrze i uśmiechnęła się sama do siebie.
Wyglądała bardzo dobrze.
Następnie tanecznym krokiem ruszyła do pokoju, by wybrać odpowiednią sukienkę. Zdecydowała się na krótką, czarną, w groszki, rozkloszowaną na dole. Do tego włożyła czerwone błyszczące szpilki.”No jeszcze tylko pomalować paznokcie na czerwono” powiedziała sama do siebie, szukając odpowiedniego lakieru.
Kiedy była już całkiem gotowa, spojrzała z zadowoleniem w lustro, by ocenić efekt końcowy.
No muszę przyznać, że znowu siebie zaskoczyłam” skwitowała obracając się wokół własnej osi. Szybko sięgnęła po aparat i zrobiła sobie kilka zdjęć, aby dodać jakieś na Facebooka. To było jej kolejne uzależnienie. Uwielbiała robić sobie zdjęcia.
Nie zostało jej wiele czasu do imprezy, a więc szybko wybrała jedną z fotografii i wrzuciła ją na swój profil, podpisując je „Imprezowo – stylizacja na Twiggy :D”
Następnie sięgnęła po torebkę i zapukała do pokoju Margaret.
- Proszę ! - usłyszała stłumiony głos współlokatorki
- Jesteś już gotowa ? - spytała Justine, uchylając lekko drzwi
- Tak, już wychodzę – odpowiedziała jej dziewczyna, wychodząc z pokoju.
- Wow, fajny strój ! Serio, wyglądasz jak Janis Joplin
- Wiadomo – ucieszyła się Margaret – ty też niczego sobie. Twiggy jak malowana ! - dodała – to co idziemy?
- Jasne!
Dziewczyny szybkim krokiem opuściły mieszkanie.
W tym samym czasie Ross zobaczył zdjęcie dodane przez Justine na Facebooku i skomentował je „Piękna jak zwykle :) Baw się dobrze kochana ! :*”.
Nie spodziewał się jednak jaką lawinę to wywoła.


piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 16 - Niespodzianka

Minęły dwa tygodnie. Każdego dnia Ross i Justine wymieniali dziesiątki uroczych i miłych smsów. Codziennie wieczorem rozmawiali też na Skype. To znaczy, wieczór zapadał wtedy w Polsce, a w Kalifornii wybijała godzina 12 w południe. 
"Jestem prawdziwą szczęściarą" pisała Justine w swoim pamiętniku. "Ale jedna rzecz mnie wciąż trapi. Mianowicie - czy uda nam się spotkać... czy odległość nie spowoduje, że odpuścimy. Znowu czarnowidzę, jak to ja... ale nic na to nie poradzę. Ufam mu, wiem że nie zrobi nic głupiego. Ale z drugiej strony, nie jesteśmy przecież parą... nie mogę od niego wymagać nie wiadomo czego... Chciałabym go zobaczyć na żywo... tak bardzo tego potrzebuję... To zabawne, jeszcze niedawno byłam z Anthonym. To był zupełnie inny związek. Inna jakość relacji. Cierpiałam przy nim, bałam się. Wciąż czułam niepokój i strach, że mnie zdradzi i zostawi... Było mi źle. A teraz to wszystko minęło. Już w ogóle nie pamiętam Anthony'ego. Łapię się na tym, że próbuję sobie przypomnieć jego głos i nie potrafię. To zabawne. Nie wiem już jak pachniała jego woda po goleniu i jego ciało. Ale cieszę się, że to już za mną. Czuję się szczęśliwa, bo mam kogoś z kim czuję się szczęśliwa. Ale jednocześnie chcę go zobaczyć! Oh, jak bardzo chcę zobaczyć Rossa!".
Dziewczyna odłożyła długopis i lekkim krokiem wbiegła do przedpokoju. 
Tam wpadła na Margaret.
- Hej, co tam? - spytała współlokatorka.
- A nic, szłam na spacer.
- A może dziś poszłabyś ze mną do klubu ?
- Dziś? Nie wiem, nie myślałam o tym... - odparła Justine, przeczesując włosy i malując usta błyszczykiem.
- Ej no, jest fajna impreza w stylu lat 60-tych...
- Ooo, serio? 
- No tak ! I trzeba się przebrać ! Mówię ci będzie fajnie.
- Ok to pójdziemy ! - Justine ucieszyła się, bo lubiła takie imprezy - a teraz pójdę się przejść i pomyślę w co się przebiorę !
- Ok ok ja się przebieram za Janis Joplin, haha ! - zaśmiała się Margaret, zamykając drzwi od łazienki.
Justine zeszła po schodach i pchnęła ciężkie drzwi do klatki schodowej. 
Jej twarz oblały gorące promienie słońca. Na dworze było wyjątkowo ciepło.
Dziewczyna skierowała kroki do parku, gdyż lubiła tam spacerować.
W kieszeni zawibrował jej telefon. Podniosła go i uśmiechnęła się sama do siebie widząc wiadomość.
To był Ross: "Hej co porabiasz piękna? :)" brzmiała wiadomość.
"A nic, idę na spacer, myślę też w co się przebrać, bo wybieram się dziś na imprezę" odpisała.
"A jaki dress code ma być?
"Lata 60-te"
"Lubisz Beatlesów, może za Lennona haha ? XD" odpisał Ross, powodując że Justine zaczęła się głośno śmiać, płosząc stadko gołębi.
Dziewczyna usiadła na ławce rozkoszując się piękną pogodą.
"Oh jak wspaniale" myślała "Uwielbiam taką pogodę, słońce świeci, powietrze jakby stało w miejscu".
Jej telefon znowu zawibrował.
"Bądź grzeczna na ten imprezie :* " to była kolejna wiadomość od Rossa.
Justine znowu poczuła motylki w żołądku "Jest o mnie zazdrosny" pomyślała, odpisując mu "Oczywiście, że będę grzeczna :) Nie martw się :* "
Po jakimś czasie dziewczyna wstała i postanowiła wrócić do domu, by poszperać w internecie za kogo mogłaby się przebrać na wieczorną imprezę.
Szybkim krokiem wbiegła po schodach. Nie zauważając niczego podejrzanego pchnęła drzwi pokoju, a tam...
- ANTHONY? Co ty tutaj robisz?! - wrzasnęła, widząc swojego byłego chłopaka stojącgo na środku jej pokoju.
- Ja... - chłopak wyciągnął zza pleców bukiet kwiatów i uklęknął otwierając przed nią malutkie czerwone pudełeczko z błyszczącym pierścionkiem w środku - Justine, wyjdź za mnie ! - powiedział, a w oczach świeciły się mu łzy.



Haha ! Spodziewaliście si ę tego? :D
Mam nadzieję, ze się podobało ;)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 15 - Euforia

Ross uśmiechał się promiennie do Justine, powodując że jej serce zaczęło bić jak szalone.
O mój Boże…. To jest PRAWDA!” dziewczyna była w euforii. „Jemu na mnie zależy ! Rossowi Lynchowi zależy na mnie!” krzyczała w myślach z radości.
- Hej o czym tak myślisz? – chłopak wyrwał ją z wewnętrznego monologu.
- Hmm? – Justine spojrzała na niego.
- Nie odzywałaś się i o czymś rozmyślałaś – Ross wyglądał na trochę zaniepokojonego
- O nie nie… nie myślałam o niczym złym… spokojnie – dziewczyna zaśmiała się – myślałam o tym, że jestem prawdziwą szczęściarą!
- Czemu ? – chłopak wyglądał na zdziwionego .
- Jesteś tak uroczo skromny! No wiesz… tyle dziewczyn na świecie MARZY o tym, by cię poznać… by z tobą pogadać… a ja mam to szczęście, że moje marzenie się spełniło.
- To było twoje marzenie ? – Ross otworzył szeroko oczy.
- Oczywiście, że tak ! Przecież wiesz, że jestem też twoją fanką ! Ale… wiedz, że nie tylko fanką… to znaczy eee… - Justine zaplątała się w swoich własnych słowach i wyglądała na speszoną.
- To znaczy, nie tylko fanką? Co masz na myśli? – drążył chłopak, jednocześnie uśmiechając się.
- No poza tym, to… wiesz o tym przecież… nie lubię cię tylko jako artysty… ale i jako kogoś mi bardzo bliskiego… - dziewczyna zarumieniła się wypowiadając te słowa.
- Cieszę się, że tak jest… i wiesz przecież, że ja też cię bardzo lubię – odpowiedział Ross – nawet nie wiesz … jakbym teraz chciał cię uściskać ! – powiedział bardzo szybko.
- Ohh ! – westchnęła dziewczyna – a ja ciebie !
Ross spojrzał na nią przeszywającym spojrzeniem, powodując, że w jej ciele obudziły się stada motylków.
Kochała go całą sobą i właśnie zdała sobie sprawę z tego, że nie chce nikogo innego, że nikogo innego tak nie pragnęła, że do nikogo innego nie czuła nic tak silnego… Miała wielką nadzieję, że on czuje to samo… przecież był gwiazdą, mógł mieć dziewczyn na pęczki.
Justine był pewna siebie, uważała się za ładną. Ale wiedziała też, że na świecie jest wiele ładnych dziewczyn… i wciąż nie mogła się nadziwić, że Ross wybrał właśnie ją… Miała wielką nadzieję, że nie była dla niego tylko chwilowym kaprysem… zachcianką… Że zabawi się nią, a potem ich drogi się rozejdą.
Ale on przecież taki nie był…. Był skromny, a nawet troszeczkę nieśmiały… Sam mówił o sobie, że jest zwyczajnym chłopakiem …
- Nie wiem… może to wyda ci się szalone… ja sam nie umiem w to uwierzyć, bo nigdy taki nie byłem… - wyrwał ją z zamyślenia Ross.
- Ale jaki? – spytała zdziwiona.
- No... taki otwarty… i nigdy wcześniej tak się nie czułem, ja teraz….
- Ohh ! Ja też… Mimo, że miałam długo faceta... ale nie chcę do tego wracać… Wiedz, że nigdy przy nikim tak się nie czułam…. Tak dobrze… - dziewczyna coraz bardziej otwierała się przed Rossem. Czuła, że może mu zaufać, że on jej nie zrani.
- Chciałbym teraz zobaczyć cię na żywo…
- A ja ciebie,.. nawet nie wiesz jak bardzo…
- Kiedy nie gadaliśmy przez ten czas… myślałem o tobie, zastanawiałem się co się stało… czy jesteś zła, czy po prostu spędzasz miło czas z chłopakiem… było mi smutno, tęskniłem za tobą…
- A ja za tobą !
- Rydel miała dobry pomysł…
- Rydel? Jaki pomysł?
- Oh, może nie powinienem ci mówić !
- Teraz jak zacząłeś to musisz skończyć !
- Ona wpadła na pomysł z tą piosenka… żeby dać ci jakiś znak…
- Mądra dziewczyna, haha – zaśmiała się Justine – chciałabym ją poznać… jak i resztę twojego rodzeństwa.
- Poznasz. Postaram się o to. Na pewno cię polubią. Szkoda że jesteś teraz tak daleko…
- Wiem… boję się, że przez to wszystko się zepsuje
- Przez odległość?
- Tak… - Justine wyraźnie posmutniała wyobrażając sobie, że będą zmęczeni dzielącymi ich kilometrami i odpuszczą, zanim cokolwiek z tego wyjdzie.
- Nie martw się…. Nie dopuszczę do tego.
- Obiecujesz? – spytała słodko.
- Tak! Obiecuję ! I by ci udowodnić że możesz mi w pełni zaufać, chciałem ci coś zagrać…. – R oss wstał i po chwili pojawił się w kamerce z gitarą – chciałbym ci zagrać coś czego nikt jeszcze nie słyszał. Naszą piosenkę którą wydajemy za kilka tygodni. Wszyscy by mnie zabili, gdyby się dowiedzieli, że komukolwiek to wyjawiłem. Ale ja chcę ci to zagrać…
- Ojej ! To niesamowite ! Oczywiście nikomu nic nie zdradzę!
- Wiem – odparł chłopak zaczynając grać i śpiewać „Remember that trip we took in Mexico, wooh!”
A Justine patrzyła na niego zauroczona.



Mam nadzieję, że Wam się podobało!
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale zaczęłam pracę i teraz mam mniej czasu…
Fabuła, jak już wcześniej mówiłam dzieje się przed wydaniem piosenki „Pass me by”, bo tak mi się podobało i pasowało do opowiadania :P



czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 14 - Wyjaśniona sytuacja

Justine usiadła na łóżku trzymając telefon w drżącej ręce.
"Co mu powiem, jak zadzwonię?" myślała "A może to wcale nie było o mnie... Nie... to niemożliwe... wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że Ross się we mnie zakochał... WE MNIE!". Jej serce z jednej strony biło wesoło, a z drugiej nerwowo.
"Dobra! Raz kozie śmierć!" pomyślała,  nie zostawiając sobie ani chwili dłużej na zastanowienie i wybierając numer do Rossa.
Sygnał ciągnął się niepokojąco długo. Dziewczyna już miała się rozłączyć, gdy usłyszała cichy, zaspany głos:
- Hallooo?
- Halo? Ross, to ty? - spytała Justine
- Tak, jezu wiesz która godzina? - spytał chłopak głośno ziewając
- Eee... u mnie jest dokładnie 16
- A u mnie środek nocy - odparł zaspany Ross - ale cieszę się, że dzwonisz - dodał, wywołując nerwowe palpitacje serca u Justine
- Cieszysz się? - spytała zdziwiona dziewczyna
- Oczywiście. Nie gadaliśmy długo... myślałem, że się obraziłaś
- Ja się obraziłam? - Justine nie ukrywała szoku - przecież... to ty byłeś obrażony?!
- Ja? Coś ty... może byłem trochę niemiło zaskoczony... ale nie obrażony. Myślałem, że ty nie chcesz już ze mną gadać, bo spędzasz czas z chłopakiem...
- Co ty... Ross ! Słuchaj, czy ty byłeś przez ostatni czas na Skype ? Albo gdziekolwiek... na Facebooku na przykład... ?
- Nie byłem... w ogóle nie miałem czasu na internet... wiesz, kończymy ten kawałek, jest z tym mnóstwo pracy...
- No właśnie ! Pisałam do ciebie na Skype ! - Justine miała w oczach łzy. Ale były to łzy szczęścia
- A co pisałaś? Powiesz mi, czy mam zwlec się z łóżka i sprawdzić ? - drażnił się Ross
- Za karę masz sam sprawdzić - odparła Justine, uśmiechając się sama do siebie
- O ty niedobra ! No dobrze... to wejdę na Skype... Jutro pewnie nie wstanę, ale będzie to twoja wina, moja droga!
- Haha tak jasne ! 
- Dobra, to zaraz wejdę na Skype, lepiej się rozłączmy bo wydasz miliony za tą rozmowę
- Racja - odparła dziewczyna, logując się na swoim koncie na Skypie i czekając na Rossa.
Po około 5 minutach na ekranie jej komputera wyświetlił się komunikat o oczekującym na odebranie połączeniu. Dziewczyna szybko odebrała.
- Justine? - dał się słyszeć niepewny głos, a w małym okienku pojawiła się twarz bardzo zaspanego, ale szczęśliwego blondyna na ciemnym tle.
- Tak? - spytała dziewczyna
- Właśnie odczytałem twoją wiadomość i ... jeśli zerwałaś z chłopakiem przeze mnie to... 
- NIE ! - Justine przerwała mu szybko, nie chcąc by źle ją zrozumiał - nie przez ciebie z nim zerwałam. Źle nam się układało. A dzięki tobie dowiedziałam się, że są na tym świecie faceci którzy dobrze traktują dziewczyny - dodała szybko, a serce jej zabiło mocniej.
"Boże, nie przesadzam z tymi wynurzeniami emocjonalnymi" pomyślała, gryząc się w język
- Justine ja... nie wiem co powiedzieć
- Powiedz co myślisz - powiedziała dziewczyna
- Widziałaś mój wywiad dla "Talking with the Stars", prawda? - spytał chłopak
- Tak, widziałam...
- To pewnie... - chłopak przełknął ślinę i zarumienił się - domyślasz się... - przerwał zbierając myśli
- Domyślam się czego ? - spytała przekornie Justine, uśmiechając się
- Domyślasz się, że to dla Ciebie śpiewałem? Myślałem wtedy, że masz faceta... - Ross powiedział to zdanie bardzo szybko, a jego twarz przybrała pąsowy kolor.
- Tak domyśliłam się... powiedzmy... - odparła Justine uśmiechając się szeroko, a jej serce zabiło jak oszalałe, z ogromnej radości i euforii.
"TAK! To pewne Ross śpiewał o mnie!" krzyczała w myślach.
- No więc... skoro wiesz, to powiem ci, że cieszę się, że już nie masz chłopaka - powiedział Ross, też się uśmiechając.


Hej! Mam nadzieję, że się podoba :D
Sytuacja raczej już została wyjaśniona ;)
Wybaczcie, że krótko, ale jestem mega zmęczona !