środa, 30 października 2013

Rozdział 24 - Spotkanie z rodziną

*Perspektywa Rossa*

"Nie mogę się opamiętać, co się ze mną dzieje?" myślał gorączkowo chłopak patrząc na Justine. Otworzył jej drzwi samochodu, szybko włożył walizkę do bagażnika, by po chwili wskoczyć na siedzenie swojego porsche.
Całą drogę zastanawiał się jak ma zacząć... mówił do niej rzeczy, które przychodziły mu do głowy, a tak naprawdę zastanawiał się jak złapać ją za rękę... I choć nie było to do niego podobne, nie umiał odważyć się zrobić tego od tak.
Nie chciał być nachalny, a z drugiej strony bał się jak ona zareaguje.
Choć wydawało mu się, że widzi w jej oczach to samo co czuł on.
Ale nie mógł być pewien.
Obawiał się odrzucenia...
Pierwszy raz w życiu tak bardzo mu zależało.
Justine zachwycała się architekturą Los Angeles, a on spoglądał na nią, podziwiając jak jej włosy błyszczą w kalifornijskim słońcu, jak jej oczy jaśnieją, gdy widziała jego uśmiech...
Nagle... na czerwonym świetle... przypadkowo musnął jej dłoni...
Jego ciało przeszył dreszcz...
Spojrzał na nią, łapiąc jej spojrzenie...
Lekko zdziwone, a potem ten uśmiech...
I wtedy złapała go za rękę...
I już wiedział.
Był pewien.

* * *

Po 20 minutach przejażdżki przez Los Angeles, czerwone porsche Rossa zatrzymało się pod pięknym, ogromnym domem na jednej z willowych uliczek Hollywood.
- O mój Boże, nie mów że tu mieszkasz? - spytała Justine, znając odpowiedź, ale nie mogąc w to uwierzyć.
Dom był piękny, jak z filmów o amerykańskim śnie, otoczony zadbanym, zielonym ogrodem.
Z tyłu rozpościerał się przepiękny widok na wzgórza Hollywood, oraz ocean.
Ross zaśmiał się, otwierając przed nią drzwi i wyciągając z bagażnika jej walizkę.
Miała wrażenie, że jakby waha się czy złapać ją za rękę, ale nie była o to zła.
W końcu wszystko działo się tak szybko.
Miała za chwilę poznać jego rodzinę, była więc lekko speszona, jak zwykle w takich momentach.
Drzwi domu otworzyły się nagle i wyjrzała z nich blondynka, ubrana w różową tiulową sukienkę.
- Ooo ! Czy to ty?! - zawołała podbiegając do Rossa i Justine.
- Tak to ONA - zaśmiał się Ross - poznajcie się, to moja siostra Rydel, a to Justine.
- Cześć kochana ! - Rydel mocno przytuliła dziewczynę.
Justine od samego początku poczuła do niej sympatię. Była bardzo otwarta i pełna optymizmu. Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Hej chłopaki ! Justine przyjechała ! - zawołała Rydel, a na ten dźwięk z domu wybiegli Rocky i Riker.
- Ulala - zagwizdał Rocky obrzucając Justine spojrzeniem
- Cześć, jestem Riker - przedstawił się wysoki blondyn - Ross kazał mi nie mówić ci nic głupiego, a  więc powstrzymam się i nie będę zdradzał jego intymnych tajemnic - dodał, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Ross dla żartu uderzył go lekko łokciem w bok.
- Jestem Rocky - przedstawił się jedyny szatyn - miło cię widzieć.
- A gdzie rodzice i Ryland? - spytał Ross
- Pojechali do sklepu i chyba zatrzymały ich korki... - odparła Rydel - chcieli zrobić przyjęcie przywitalne, ale cóż.
- Oh,  nie trzeba było - powiedziała Justine.
- Jasne, że trzeba było ! - powiedziała Rydel - choć pokażę ci gdzie będziesz spać ! - złapała ją za rękę i popędziła do domu.
Willa również w środku prezentowała się pięknie. Jasny hall ze schodami prowadzącymi na górę a pod nimi wejście do przestronnego salonu z wielkimi oknami.
Rydel pociągnęła Justine na górę.
- Tutaj jest pokój Rossa - powiedziała wskazując jedne z drzwi - a tu Rikera, a tu Rockyego. Ryland śpi przy sypialni rodziców. O a to mój pokój ! - wykrzyknęła pokazując drzwi przyozdobione różowymi serduszkami i napisem "PRINCESS RYDEL ROOM" - a to twój pokój - powiedziała popychając jedne z drzwi.
- Oh jak tu ślicznie
- Prawda? - zachichotała Rydel - sama mówiłam chłopakom, że MUSISZ MIEĆ RÓŻOWĄ pościel !
- Różowa pościel jest śliczna... ale widok - powiedziała Justine, podchodząc do okna - niesamowity...
Patrząc przez okno można było zobaczyć piękne willowe okolice, zielone ogrody, a w oddali mieniącą się od słońca taflę oceanu.
- Choć pokażę ci jeszcze ogród ! Zaraz wskakujemy do basenu ! Mam nadzieję, że masz kostium ! A jak nie to pożyczę ci swój ! - trajkotała Rydel. Była bardzo pozytywną i wygadaną osobą. Ciągle chichotała i wszędzie było jej pełno.
Pociągnęła Justine w kierunku schodów i obie wybiegły na miękką trawę w ogrodzie.
- Hej Rydel ! Już dość tego porywania ! - to był ojciec rodziny Lynchów, Mark. Postawny wysoki, trochę już siwy mężczyzna - witaj Justine, jak minął lot - zwrócił się do dziewczyny,z  uśmiechem ściskając jej dłoń.
- Męcząco, ale przyjemnie. Cieszę się, że już jestem na miejscu.
- Ohh to moja Justine? - z oddali dał się słyszeć kobiecy głos. Po chwili oczom Justine ukazała się niska blond włosa kobieta, z wielkim uśmiechem na twarzy. Była kalką Rydel, tylko że starszą. Dziewczyna od razu domyśliła się, że to Stormie Lynch - Niech no cię uściskam kochanie ! - zawołała Stormie, przytulając mocno dziewczynę - wybacz nam to spóźnienie, ale zatrzymały nas korki... ale już siadamy do stołu kochani! RYLAND ! Gdzie się chowasz!? - krzyknęła.
- Już idę ! - odkrzyknął chłopak niosący za matką wielkie pudło - czemu ja zawsze muszę robić najcięższą robotę ?
- Sam chciałeś jechać z nami
- Tak chciałem zjeść hot doga, a nie targać za tobą pudła żarcia ! Cześć ! - dodał widząc Justine - jestem Ryland.
- Hej, jestem Justine - odpowiedziała nieco speszona, domyślając się że to przez nią całe to zamieszanie z wielkimi zakupami i ciężkimi pudłami jedzenia.
- Kochani, przygotujcie proszę stół. Rydel pokazałaś Justine jej pokój ? - spytała Stormie
- Tak mamo !
- Mark kochanie, rozpal proszę grilla - dodała kobieta, cmokając męża w policzek - a ty słonko pewnie marzysz o kąpieli i odpoczynku. Niech Ross wniesie ci walizki, a za godzinę zapraszamy na obiad ! A z zasadzie późny obiad ! - zachichotała.
Justine i Ross weszli do domu.
- No i jak? - spytał ze śmiechem chłopak - co sądzisz o mojej szalonej rodzince?
- Są bardzo sympatyczni ! - odpowiedziała dziewczyna, popychając drzwi swojej sypialni.
- Jak będziesz czegoś potrzebowała, to daj znać ! - powiedział Ross, kładąc jej walizkę na podłodze.
Stał tak, nic nie mówiąc, jakby na coś czekając - no dobrze, to już cię zostawiam - powiedział po chwili.
- Oh. Tak bardzo cieszę się, że tu jestem ! - powiedziała Justine, przytulając go, a on objął ją czule.



No cześć mam nadzieję, że się Wam podobało ! :)
Starałam się opisać to spotkanie z rodzinką ciekawie, mam nadzieję, że to się jakoś udało ;) Choć zwykle takie rzeczy wychodzą mi trochę nudno ;)