wtorek, 29 października 2013

BONUS + 18

A teraz opiszę obiecany bonusik + 18 !
Czytasz na własną odpowiedzialność !
Jeśli masz poniżej 18 lat - nie czytaj, lub czytaj na własną odpowiedzialność :D
Opowiadanie jest jakby zmodyfikowaną wersją tego co było w rozdziale o przylocie Justine do Los Angeles :)

Samolot łagodnie otarł się o rozpaloną ziemię Kalifornii.
Wychodziłam z niego czując kołatanie serca - z radości i z nerwów.
Bo co jeśli on nie przyjdzie?
Albo nie spodobam mu się na żywo?
Hala przylotów powoli wyłaniała się zza niskiego korytarza, którym podążałam.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to oślepiający blask ciepłego popołudniowego słońca i ogromny tłum ludzi.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu blondwłosego chłopaka.
Dostrzegłam go po dłuższej chwili, a nasze spojrzenia się spotkały.
Uśmiechnął się do mnie, a ja zaczęłam biec... i wpadłam mu w ramiona., wdychając zapach jego ciała i perfum... czując na policzku jego ciepłą skórę i delikatnie drapiącą męską twarz...
Minęło 5 lub 10 minut nim zdałam sobie sprawę, że nic mu nie powiedziałam.
- Cześć Ross - wydusiłam z głębi gardła, bo głos mi się łamał.
- Cześć - nachylił się chcąc mnie pocałować.
W jego spojrzeniu widziałam to jak bardzo mu się podobam.
Przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam całować.
On złapał mnie mocno i wbił się we mnie ustami.
Nie zwracaliśmy na nic uwagi - nawet na to, że jutro będą o nas pewnie pisać we wszystkich gazetach.
- Chodź - Ross chwycił mnie za rękę - za długo na ciebie czekałem.
Poszłam za nim, czując niezdrowe podniecenie.
Jego zapach był jak afrodyzjak.
Przed wejściem do sali przylotów stał zaparkowany czerwony cadillac.
Ross wiedział co lubię.
- Niemal bym zapomniał - powiedział, podając mi wielki bukiet róż, który wcześniej leżał na tylnim siedzeniu. 
Otworzył mi drzwi i schował walizkę do bagażnika, a następnie wskoczył górą na siedzenie kierowcy.
Spojrzałam na niego, a on chwycił moją twarz, przyciągając do siebie i pocałował.
Pojechaliśmy w góry, skąd roztaczał się najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałam. 
Wysiadłam by rozprostować nogi, a Ross z uśmiechem złapał mnie za rękę.
- Masz ochotę popływać? 
- Ohh...tak - odrzekłam 
- Zaprowadzę cię gdzieś - powiedział.
Po chwili moim oczom ukazała się niecka zalana wodą, z malutką całkowicie pustą plażą.
- Jej... ale tutaj pięknie - wyszeptałam, zdając sobie sprawę że by rozumieć się z chłopakiem który mi towarzyszył, nie potrzebowałam nawet słów. Czułam, że znam go od dawna. Byliśmy sobą tak zafascynowani, że nie chcąc psuć tych chwil nie wymawialiśmy zbyt wielu słów, lecz używaliśmy języka ciała.
- Nikt tu nas nie zobaczy? - spytałam
- Nie - roześmiał się Ross - kupiliśmy to miejsce, nikt tu nie wejdzie.
Rozebraliśmy się do naga, a więc mogłam zobaczyć jego męskość, która na widok mojego nagiego ciała poderwała się do góry.
Trzymając się za ręce weszliśmy do ciepłej wody. 
Z ulgą zanurzyłam się cała w chłodnej substancji.
Gdy się wynurzyłam, poczułam, że ktoś mnie dotyka po plecach i biodrach.
Otworzyłam oczy...
- Już nie mogę dłużej... - powiedział Ross, całując mnie. Podniósł mnie i położył na brzegu, a ja objęłam jego kark ramieniem, a drugą ręką gładziłam jego mokre ciało.
- O tak... - wyszeptałam, gdy jednym mocnym ruchem wszedł we mnie. Nie potrzebowałam żadnej gry wstępnej. On mnie tak nakręcał ! Niemal natychmiast odpłynęłam, jęcząc głośno, co sprawiało mu wyraźną przyjemność,
- Ohh tak - pojękiwałam, czując jak porusza się we mnie.
Po chwili zapragnęłam go ujeżdżać.
Zmieniłam więc pozycję, tak, że ja byłam na górze, co bardzo mu się spodobało.
- Ohh - jęknął, łapiąc mnie za piersi i bawiąc się nimi, a ja poruszałam biodrami coraz szybciej, powodując coraz większą rozkosz dla mnie i dla niego. 
- Ohhh ! Taaak ! - jęknęłam czując jak ogromny orgazm przeszywa całe moje ciało.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę  ze szczytowaliśmu jednocześnie.
Pocałował mnie , a ja przywarłam do niego mokrym ciałem.
Zaczął gładzić mnie po plecach i wilgotnych włosach, a kalifornijskie słońce pieściło nasze błyszczące od kropelek wody ciała.


No więc... mam nadzieję, że się podobało... :P


Rozdział 23 - Coś więcej

- Ślicznie wyglądasz - powiedział Ross, patrząc na Justine z uśmiechem.
Jego oczy błyszczały od promieni słońca.
- Oh dziękuję - odparła, myśląc jednocześnie, że przecież wygląda pewnie fatalnie po kilkunastogodzinnej podróży samolotem, w niekoniecznie wygodnych warunkach. Nie miała przecież pieniędzy na lot pierwszą klasą, a w ekonomicznej panował tłok i nie można było się swobodnie położyć.
- Zapraszam - odparł chłopak otwierając przed nią drzwi czerwonego porsche, a chwilę później sam zasiadł za kierownicą auta.
- Wow niezła bryka - powiedziała z podziwem Justine, na co Ross zaśmiał się i specjalnie mocno przygazował powodując pisk opon.
- Jak minął lot - spytał uśmiechając się.

*Perspektywa Rossa*

Ross wysiadł ze swojego czerwonego porsche i udał się prosto do sali przylotów.
Jeszcze 15 minut i ją zobaczy.
Serce waliło mu niespokojnie... denerwował się, choć było to do niego niepodobne.
Sam nie wiedział, jak to się stało, że tak nagle zupełnie obca dziewczyna, poznana w sieci stała mu się tak bliska.
Tak bliska, że chciał ją mieć przy sobie cały czas...
Choć nigdy wcześniej nie spotkał jej na żywo.
Nigdy wcześniej nie widział jak jej oczy błyszczą w zachodzącym słońcu.
Nigdy wcześniej nie czuł zapachu jej skóry.
Nigdy wcześniej nie dotykał jej włosów.
Stał tak, trzymając kwiaty i wpatrując się w tablicę przylotów, ale nie widział literek. Jego myśli były odległe.
Z zamyślenia wyrwał go pisk nastolatki:
- Ross Lynch ! To ty ! Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?
- Tak.. uśmiechnął się, pozując do fotografii.
- Ohh dziękuję ! Uwielbiam cię !
Chłopak odzwajemnił uśmiech i pognał do wejścia, z którego niebawem miała wyjść Justine.
Miał nadzieję, że już nikt nie poprosi go o zdjęcie, ani autograf. Nie chciał przegapić momentu, jak ona się pojawi.
Nie chciał uronić ani sekundy.
Minęło 15 minut, w wyjściu zaczęli pojawiać się ludzie. Ale jej nie było.
Ross rozejrzał się kilka razy, ale nie widział jej.
Poczuł niepokój.
"A co jeśli to głupi żart? Ktoś chce mnie wkręcić, lub zakpić ze mnie?" - myślał gorączkowo, czując niemiły uścisk w żołądku.
I wtedy ją zobaczył.
Stała, taka malutka, nieporadna... jakby wystraszona.
Ten widok sprawił, że jego serce stopniało.
Poczuł radość, pomieszaną z ekscytacją.
Zobaczyła go... przez chwilę na jej twarzy zarysowało się zdziwienie...jakby ulga...
I uśmiech... piękny uśmiech, który on tak uwielbiał. Chciał go oglądać każdej chwili, każdego dnia...
Pobiegła w jego kierunku i rzuciła mu się w ramiona.
Poczuł jej ciepło, jej zapach, jej miękkie włosy, które zaczepiały się o jego twarz.
Miał w swoich ramionach cały świat.
Była jeszcze piękniejsza niż na ekranie komputera.
Tak bardzo chciał ją pocałować...

* * *

Justine miała wrażenie, że jego spojrzenie przeszywa ją niczym radar. Czuła się trochę speszona, choć na codzień była pewna siebie.
Niestety zwykle, podczas pierwszych spotkań z osobą na które jej zależało, czuła nieśmiałość.
Cieszyła się jednak tym, że Ross wyraźnie miał gadane.
- Trochę męcząco - odparła - siedziałam obok zakonnicy  - na co Ross wybuchnął śmiechem.
- No to niezłe przeżycie, dobrze że nie było ich trzech - dodał - pewnie masz ochotę się wykąpać i odpocząć po locie...
- Jakbyś czytał mi w myślach - powiedziała z ulgą dziewczyna - padam z nóg, prysznic dobrze mi zrobi - ale oczywiście najpierw chętnie poznam całą twoją rodzinę.
- O tak, oni już też czekają. Riker nie darowałby mi gdybym cię im nie przedstawił.
- Haha, bardzo chętnie !
- Tylko sam nie wiem, czy nie powinienem być w takim wypadku zazdrosny - dodał Ross spoglądając na Justine znacząco, na co dziewczyna poczuła, że lekko się rumieni.
Wyjechali z lotniska, a przed nimi urosło miasto, pełne wieżowców, ludzi i samochodów.
- Wow... jak tu pięknie - wyszeptała z podziwem Justine, podziwiając widoki.
- Szczerze powiedziawszy, znacznie piękniej jest nad morzem. Miasto szybko się nudzi i bywa męczące - odparł Ross - pójdziemy na plażę... umiesz surfować?
- Oh... niestety nie
- To cię nauczę - uśmiechnął się - jeśli będziesz miała ochotę, jeszcze dziś pójdziemy na plażę
- Z chęcią! - ucieszyła się Justine - a twoja rodzina... nie będzie miała nic przeciwko, że zostanę u was tak długo ?
- Skąd ! Przecież już o tym rozmawialiśmy. Oni bardzo się cieszą, że przyjeżdżasz. Jesteśmy bardzo gościnni.
- Cieszę się.
- Justine, niczym się nie martw - powiedział Ross, a jego dłoń zawisła milimetr nad dłonią Justine, tak jakby chciał ją złapać.
Ta jedna sekunda sprawiła, że jej serce zabiło mocno.
Szybkie decyzje, były jej cechą charakterystyczną.
Jednym ruchem zdecydowała się złapać go za rękę.
A on mocno ją uścisnął, uśmiechając się, spoglądając głęboko w oczy dziewczyny.
Jego dłoń wydawała się taka silna, przy jej małej rączce.
A jej świat zawirował.
Dalszą podróż jechali trzymając się za ręce, czasami puszczając gdy Ross musiał zahamować i zmienić bieg.
Gdy chwytał ją znowu, patrzył na nią z uśmiechem.
Obydwoje czuli motylki w żołądku.
Obydwoje chcieli więcej...  obydwoje czuli się zakochani.


Heeeeej ! Mam nadzieję, że się podobało.
Wiem, że emocjonalnie...ale chciałam, żebyście też to poczuły.... te uczucia, które im towarzyszyły.
Ps. Ile macie lat (bo nie chcę nikogo szokować ani demoralizować) ale czy chcecie kiedyś bonus + 18 ? :P